Soundgarden

i

Autor: Materiały prasowe

z historii rocka

Dzień, w którym zespół Soundgarden zagrał ostatni koncert. Tuż po nim wydarzyła się ogromna tragedia

2024-09-03 12:10

Połowa maja fanom i fankom ciężkich brzmień najpewniej już zawsze kojarzyć się będzie z niezwykle przykrym zdarzeniem. 18 maja 2017 roku w wieku 52 lat zmarł Chris Cornell, lider Soundgarden, Audioslave, supergrupy Temple of the Dogs oraz artysta solowy. Muzyk pojawił się na scenie raptem na kilka godzin przed śmiercią...

Gdy w 1997 roku zespół Soundgarden ogłosił zawieszenie działalności, cały świat muzyki był dosłownie w szoku. Grupa była krótko po premierze swojej piątej studyjnej płyty, Down on the Upside, od lat już jednak w składzie nie działo się dobrze. Muzycy rozeszli się i skupili na pobocznych projektach, decydując się na powrót na scenę dopiero trzynaście lat później.

Grupa poinformowała o tym dokładnie 1 stycznia 2010 roku, a już dziewięć miesięcy później ukazał się jej nowy album kompilacyjny, jeszcze wcześniej zaś stacje radiowe zaczął podbijać pierwszy od lat nowy singiel grupy, Black Rain. Szybko stało się jasne, że Soundgarden nagrywa nowy album, zespół zaczął koncertować, aż w końcu 13 listopada 2012 roku ukazało się szóste wydawnictwo formacji, zatytułowane King Animal. Nikt wtedy najpewniej nie spodziewał się, że to właśnie ten album Soundgarden zapisze się w historii jako jej ostatni, wydany jeszcze za życia Chrisa Cornella...

Grunge’owe kapele wszech czasów / Eska ROCK

Ostatnie lata Soundgarden z Chrisem Cornellem

W 2014 roku zespół wyruszył w trasę ze swoim dawnym rywalem, grupą Nine Inch Nails, a w roli perkusisty na koncertach prezentował się Matt Chamberlain. Już rok później pojawiły się pierwsze pogłoski, że grupa rozpocznie nagrania kolejnego studyjnego wydawnictwa, co szybko potwierdził sam Cornell. Temat powracał na języki opinii publicznej co kilka miesięcy i choć zespół wciąż koncertował, to nie wydawał żadnej nowej muzyki.

Początek 2017 roku Soundgarden spędzali w trasie, koncertując głównie na terenie Stanów Zjednoczonych. Formacja wystąpiła na Rockfest czy Beale Street Music Festival, by w końcu 17 maja pojawić się w Detroit w tamtejszym Fox Theatre. To właśnie w tym miejscu legenda muzyki grunge zagrała ostatni koncert w swojej karierze z Chrisem Cornellem za mikrofonem.

Oto, co działo się na ostatnim koncercie Soundgarden

Grupa pojawiła się na scenie o godzinie 21:15 czasu uniwersalnego. Choć początkowo wydawało się, że Cornell nie może wejść w swoją sceniczną rolę, to zmieniło się to już mniej więcej na poziomie piątego na setliście Spoonman. Oglądając dziś nagrania z tego pokazu widać, że całe Soundgarden wydawało się być w świetnej formie, pełni energii i mocy, sam Chris brzmiał, co nie jest zaskoczeniem, wspaniale. Występ trwał dokładnie dwie godziny, a w jego ramach grupa wykonała aż dwadzieścia kompozycji, w tym takie klasyki, jak Hunted Down, Black Hole Sun, My Wave, Fell on Black Days, Jesus Christ Pose czy Rusty Cage, które wybrzmiało na bis. Gdzieś w połowie koncertu wokalista zniknął jednak na dłuższą chwilę ze sceny, jak jednak wspominał później ten moment Kim Thayil, wynikało to jedynie z faktu, że konieczne było nastrojenie jego gitary.

Koncert zakończył się kompozycją Slaves & Bulldozers, w trakcie której Chris zaczął jednak grać na gitarze fragment refrenu In My Time of Dying. Wtedy postrzegany jako niewinny gest, kolejny dowód na uwielbienie Cornella dla Led Zeppelin, po tragicznym zdarzeniu, do jakiego doszło niemal natychmiast po koncercie, zaczął być postrzegany jako coś w rodzaju zapowiedzi przyszłych wydarzeń...

Śmierć Chrisa Cornella

Koncert zakończył się kilka minut po godzinie 23:00 tamtejszego czasu, a jedną z pierwszych rzeczy, jakie wykonał Chris był telefon do żony, Vicky. Ta już później mówiła, że nic nie wskazywało, by jej mąż przymierzał się do dokonania tragicznego czynu, słyszała wtedy jednak, że Chris nieco bełkotał i przyznał, że mógł zażyć większą dawkę swoich leków uspokajających - powtarzał też, że jest bardzo zmęczony. Vicky zaniepokojona tym wszystkim poprosiła ochroniarza, Martina Kristena, by ten poszedł do hotelowego pokoju jej męża i sprawdził, czy wszystko jest w porządku.

Kristen pukał, nikt jednak nie otwierał, w końcu zdecydował się wyważyć drzwi. Na miejscu ochroniarz, wciąż pozostając na łączach z żoną wokalisty, znalazł Cornella. Ten był w łazience, na szyi miał zawiązaną taśmę do ćwiczeń - Martin szybko rozluźnił splot i próbował udzielić muzykowi pierwszą pomoc. Niestety, na nic się to nie zdało - Chris Cornell został uznany za zmarłego o godzinie 1:30 czasu uniwersalnego 18 maja 2017 roku. Za oficjalną przyczynę śmierci artysty uznano samobójstwo przez powieszenie, a opublikowany kilka tygodni później raport wykazał, że w organizmie zmarłego nie było środków odurzających, a jedynie zażywane przez niego regularnie, przepisywane mu przez lekarza, środki nasenne uspokajające. W chwili śmierci legenda muzyki grunge miała 52 lata.

Sprawdź ciekawostki o albumie "Superunknown":