Relacja z koncertu

Dynazty – wokal nie z tej ziemi i energia, której nie da się opisać. Koncert w Krakowie udowodnił, że Szwedzi są w szczytowej formie [RELACJA]

2025-03-20 9:32

W niedzielę 9 marca 2025 roku do Krakowa z najodleglejszych zakątków kraju oraz spoza jego granic ściągnęli fani power metalu. Scenę studenckiego klubu Kwadrat tego wieczora opanowali pionierzy gatunku – szwedzka formacja Dynazty. Zanim headlinerzy, którzy obecnie promują najnowsze wydawnictwo „Game of Faces”, wyszli na scenę, publiczność rozgrzała włoska formacja Trick or Treat, a o dobrą zabawę zadbał pochodzący z Rzymu Nanowar of Steel, która swoimi przepełnionymi humorem występami, pokazuje, że nie należy brać życia i muzyki metalowej tylko na poważnie.

Krakowski koncert był drugim przystankiem na europejskiej trasie zespołu Dynazty, która rozpoczęła się 21 lutego br. w wiedeńskim klubie Simm City. Dwa dni wcześniej, 7 marca zespół wystąpił we wrocławskim Centrum Koncertowym A2. Jako pierwsi na scenie pojawili się Włosi z Trick or Treat, pod przewodnictwem wokalisty Alessandro Contiego, który jest również członkiem szwedzkiej formacji Twilight Force. Zespół, który powstał w 2002 roku jako cover band Helloween podczas trasy prezentuje dynamiczną mieszankę dobrze znanych utworów i nowszych kompozycji. Rozpoczęli od mocnego uderzenia w postaci „Creepy Symphony” i od razu porwali zgromadzoną w klubie publiczność potężnymi gitarowymi riffami oraz chwytliwą i łatwo wpadającą w ucho melodią. Wokalne umiejętności frontmana Alessandro Contiego początkowo były nieco zakłócone przez problemy z mikrofonem, jednak po wymianie sprzętu bez najmniejszego wysiłku trafiał w wysokie nuty, jednocześnie angażując tłum charyzmatyczną interakcją. Oczywiście nie mogło zabraknąć doskonale znanych kawałków, jak „Evil Needs Candy Too” i „Hungarian Hangover”, a cover wielkiego hitu Cyndy Lauper „Girls Just Want to Have Fun” zachęcił do wspólnego śpiewu. Włoska formacja dała słuchaczom także namiastkę materiału z nadchodzącego krążka, który ukaże się już w kwietniu 2025 r. w postaci singla „Ghosted”, który jest także nazwą ich najnowszego longplaya. Utwór, który opowiada o częstym dziś zjawisku ghostingu, swoją chwytliwą, bujającą melodią ma szansę na stałe zagościć w radiowych rozgłośniach. Po krótkim, aczkolwiek intensywnym występie, Trick or Treat ustąpili miejsca na scenie swoim rodakom z Nanowar of Steel, a sami udali się do stoiska z merchem, gdzie aż do zamknięcia klubu rozmawiali z fanami i chętnie rozdawali autografy oraz pozowali do wspólnych zdjęć.

Nanowar of Steel – mistrzowie disco metalu

Po halloweenowej imprezie z Trick or Treat przyszedł czas na Nanowar of Steel, włoski zespół, który znany jest z unikalnego podejścia do muzyki, łączącego satyrę i parodię. Muzycy, którzy na scenie pojawili się w charakterystycznych przebraniach, rozgrzali publiczność energetycznym występem, prezentując utwory, które w znakomity i spójny sposób łączą humor oraz niewątpliwy kunszt muzyczny członków formacji. Już od wybrzmienia pierwszych kawałków: „Sober” oraz „Stormwarrior of the Storm” narzuciły tempo oraz pokazały niezwykły talent zespołu do łączenia humoru z klasycznymi elementami metalu. „Pasadena 1994”, która opowiada o wielkiej miłości włoskiego narodu, a mianowicie piłce nożnej, sprawia, że mimowolnie słyszymy z tyłu głowy jakikolwiek utwór Sabaton. Do jego nagrania zespół zaprosił właśnie wokalistę szwedzkiej formacji – Joakima Brodéna. Ten skoczny kawałek to zdecydowanie jeden z największych ulubieńców publiczności, która wtórowała wokalistom Carlo Alberto Fiaschi i Raffaello Venditti podczas chwytliwego refrenu. Kolejne kawałki: „Wall of Love”, czyli cover hitu George’a Michaela, „Disco Metal” oraz „Norwegian Reggaeton” sprawiły, że publiczność nie mogła dłużej stać w miejscu i ruszyła do pląsów w rytmie disco z technicznie perfekcyjnymi metalowymi riffami. Podczas tego niezwykle energetycznego występu uśmiech nie schodził nikomu z ust, a kiedy basista Edoardo Carlesi przemówił płynną polszczyzną, widownia po prostu oszalała. Nie mogło zabraknąć rzuconego na scenę pluszowego bobra, gdyż Eduardo, który bardzo interesuje się językami i kulturą słowiańską i uwielbia słynne memy z tym zwierzęciem. Bez wątpienia Nanowar of Steel, to zespół, który łamie konwenanse, i udowadnia, że można grać świetny technicznie metal, a jednocześnie znakomicie się przy tym bawić. Performens zespołu sięgnął zenitu podczas ostatniego kawałka „Valhalleluja”. Jestem przekonana, że nigdy nie byliście na koncercie metalowym, podczas którego wokalista, śpiewając, jednocześnie… skręca stolik LACK szwedzkiego giganta meblowego IKEA. Występ Nanowar of Steel to z pewnością wydarzenie, które w pamięci pozostaje na długo. Angażujące sceniczne wybryki wokalistów, doskonała umiejętność parodiowania różnych podgatunków muzycznych przy jednoczesnym kunszcie i umiejętnościach artystów, zapewniła publiczności doskonałą rozrywkę i znakomicie rozgrzała widownię przed występem gwiazdy wieczoru. Po koncercie muzycy znaleźli czas na spotkania, pogawędki i pamiątkowe zdjęcia z fanami, na których nie mogło zabraknąć pluszowego bobra, który pojechał z nimi w dalszą trasę.

Zobacz także: Lenny Kravitz ma taką aurę, że ciężko to opisać. Artysta zagrał w Gliwicach [RELACJA]

Człowiek Z Metalu - Power Metal

Dynazty – techniczna perfekcja i nieokiełznana energia

Wszyscy, którzy obserwują szwedzką formację Dynazty od początku ich działalności, z pewnością zaważyli, jak ogromny progres wykonał zespół. Grupa, która została założona w 2007 roku przez gitarzystę Love Magnussona, co dwa lata wydaje nowe krążki, a każdy następny jest lepszy od poprzedniego. Wydany 14 lutego 2025 r. „Game of Faces”, który zespół nagrał pod skrzydłami wytwórni Nuclear Blast i został wyprodukowany we współpracy ze znanym producentem Jensem Bogrenem pokazuje, że zespół, choć nie rezygnuje ze swojego stylu, to nie boi się eksperymentować z dźwiękiem. Zespół zaprezentował mieszankę nowych utworów z albumu „Game of Faces” oraz starszych, dobrze znanych kompozycji. Charyzmatyczny wokalista i doskonałe brzmienie pozostałych instrumentów sprawiły, że publiczność była w pełni zaangażowana przez cały występ. Szwedzi koncert rozpoczęli od przesyconego syntezatorami, niezwykle melodyjnego „Fortune Favours the Brave”, pochodzącego z najnowszego krążka. Gitarowe solo Love Magnussona, który operuje bardziej na gryfie niż na korpusie gitary, brzmiało niesamowicie, a podekscytowanie publiczności było wyczuwalne od pierwszej nuty. Później przyszedł czas na tytułowy singiel z nowego albumu „Game of Faces”, a kiedy wybrzmiały pierwsze nuty bangera „Natural Born Killer”, charakteryzującego się nowoczesnym melodyjnym metalowym brzmieniem, ze skocznymi klawiszami i ciężkimi gitarami, widownia śpiewała wraz z Nilsem Molinem, który na początku koncertu ewidentnie miał problemy z odsłuchem, ponieważ z jego gardła wydobyło się kilka nie do końca czystych dźwięków, co słynącemu z operowania głosem na kilku oktawach Molinowi się nie zdarza. Podczas „The Gray” gitarowi czarodzieje Mike Lavér i Love Magnusson dają niesamowity popis podczas swoich zsynchronizowanych solówek, jednocześnie konkurując, który z nich szybciej opróżni do dna butelkę wyskokowego napoju. Każdy, kto choć raz widział występ Dynazty na żywo, wie, że formacja to działająca perfekcyjnie machina. Każdy z członków zespołu przyczynia się do zwartego i spójnego brzmienia, gitarowe solówki były wykonywane bezbłędnie, a sekcja rytmiczna w postaci basu Jonathana Olssona i perkusji Georga Härnstena Egga zapewniła solidny fundament, który utrzymywał wysoki poziom energii przez cały występ. W centrum uwagi ze względu na swoją pozycję znajduje się oczywiście wokalista Nils Molin, który nie tylko elektryzuje nietuzinkową barwą głosu, ale także swoją ekspresją i dynamiką podczas wykonywanych utworów, przenosi publiczność w inny wymiar.

Nils Molin – niesamowita charyzma i głos, który przenosi w inny wymiar

Dynazty to także zespół, który nieustannie się rozwija i lubi zaskakiwać swoich fanów. Choć setlista podczas koncertów się nie zmieniała, a jedynie czasami grali utwory w innej kolejności, to fani z pewnością nie mogli narzekać. Przy okazji promocji „Game of Faces” Szwedzi przygotowali kilka niespodzianek. To pierwsze w historii zespołu tournée, podczas którego perkusista Georg Härnsten Egg na chwilę wychylił się zza bębnów i w kompilacyjnym akustycznym secie zagrał na keyboardzie. Rarytasem był również wykonany w akustycznej formie utwór „My Darkest Hour”, który pochodzi z 6. albumu studyjnego formacji z 2018 roku zatytułowanego „Firesign”. Pierwsze słowa utworu Nils Molin wyśpiewał, wchodząc na scenę bez towarzyszących mu instrumentów. Choć tego wieczora Kwadrat był niemalże wypełniony po brzegi, to w tym momencie w klubie panowała taka cisza, iż można było usłyszeć upadającą na podłogę szpilkę. Wokalista po odśpiewaniu zwrotki nawet postanowił się upewnić, że publiczność nie zasnęła, po tym, jak zespół zwolnił tempo, pytając: „Kraków, jesteście nadal z nami?”. W rzeczywistości przejmująca cisza spowodowana była nie tym, iż publiczność zdążyła się znudzić, a faktem, iż wokalny kunszt Molina sprawił, że musieliśmy zbierać szczęki z podłogi, a krystalicznie czyste, wysokie dźwięki przeszyły na wskroś dusze zgromadzonych fanów. Po odśpiewaniu zwrotki i refrenu „My Darkest Hour” zespół przeszedł płynnie do utworu „Power of Will”, który był drugim singlem promujący wydany w 2022 roku album „Final Advent”, a akustyczny set zakończył fragment utworu „Yours”, który także pochodzi ze wspomnianego wcześniej krążka. W trakcie piosenki ze sceny zaczęły znikać akustyczne gitary, na których jeszcze przed chwilą grali Love i Mike, co oznaczało, iż piosenkę dokończą w doskonale znanej słuchaczom wersji. Zanim to jednak nastąpiło, Nils ponownie wzniósł się na wyżyny swoich wokalnych możliwości, dosłownie rozsadzając klub, śpiewając a cappella, a publiczność nagrodziła jego wykon gromkimi brawami i okrzykami zachwytu. Następnie na chwilę znów powróciliśmy do najnowszego krążka, a dokładnie za sprawą otwierającego go kawałka „Call of the Night”, którego melodia sprawia, iż dłonie same składają się do klaskania. Później przyszedł czas na kawałek „Presence of Mind” pochodzącego z krążka „The Dark Delight”, podczas którego mogliśmy zobaczyć jedynie namiastkę niesamowitych umiejętności basisty Jonathana Olssona, którego śmiało można nazwać jednym z najzdolniejszych basistów młodego pokolenia. Kiedy uderza w struny basu ma się wrażenie, jakby Olsson przyłożył do niego stetoskop, a wydobywające się z instrumentu głębokie dźwięki wprawiły w drżenie nie tylko ściany, ale również setki zgromadzonych w Kwadracie serc. Zapewne wielu zastanawiało się, skąd basista czerpie te zdające się nigdy nie kończyć pokłady energii, przecież na europejską trasę Dynazty wskoczył prosto z trwającego ponad miesiąc tournée formacji Petera TägtgrenaPain, której muzykiem koncertowym jest od 2016 roku. Po tym kolejnym niezwykle energicznym utworze, zespół zszedł ze sceny. Wszyscy, którzy znają twórczość formacji oraz zapoznali się uprzednio z setlistą, doskonale wiedzieli, iż wieczór nie mógł zakończyć się bez zagrania ich największego hitu, czyli „The Human Paradox”, który pojawił się nawet w serialu „Peacemaker”. Rzeczywiście, po krótkiej przerwie i nawoływaniu fanów, zespół ponownie pojawił się na scenie, a kiedy wybrzmiały pierwsze akordy wspomnianego utworu, publiczność dosłownie oszalała. Przed zakończeniem tego jakże ekscytującego wieczoru, Dynazty dali nam jeszcze złapać oddech podczas kawałka „Dream of Spring”, który pochodzi z wydanego 14 lutego 2025 roku albumu „Game of Faces”. W tym niosącym potężne przesłanie utworze, będącym komentarzem do niepewnych czasów, w których przyszło nam żyć, Nils Molin po raz kolejny zaprezentował pełne spektrum swoich wokalnych możliwości, a gitary Mike Lavéra i Love Magnussona dosłownie wwierciły się w nasze umysły. Wieczór zamknął doskonale wszystkim znany banger „Heartless Madness”, którego melodia oparta na klawiszowym, dyskotekowym i można by się nawet pokusić o stwierdzenie, nieco kiczowatym motywie, sprawia, że po prostu nie możecie przestać się bujać. Trzeba przyznać, że koncert rzeczywiście był dosłownym szaleństwem, a każdy z muzyków zostawił na scenie swoje serce, dzięki czemu wyszliśmy z Kwadratu napompowani energią na długie miesiące.

Najnowsze wydawnictwo Dynazty zatytułowane „Game of Faces” dowodzi, że zespół od początku swojej działalności przeszedł ogromną ewolucję, a kilka wyprzedanych koncertów na zakończonej 16 marca 2025 r. europejskiej trasie zespołu pokazuje, że wzmocnił także swój status na scenie melodyjnego metalu. Po trwającym około 75 minut wystąpieniu najwytrwalsi fani czekali na swoich idoli przed klubem. Mimo ogromnego wysiłku, jaki muzycy włożyli w swój koncert i późnej godziny z radością rozdawali autografy i pozowali do zdjęć, nie kryjąc przy tym zaskoczenia, że czekało na nich tak wiele osób. Nie od dziś wiadomo, że Szwedzi potrafią robić dobrą muzykę, jednak to, co wyróżnia Dynazty, to z pewnością ich niesamowita energia i zaangażowanie na scenie. Chłopaki, nie tylko odwalają kawał dobrej roboty, ale przy okazji świetnie się bawią, co widać, chociażby po ich wzajemnych interakcjach na scenie. Na płytach Dynazty brzmią perfekcyjnie, ale to, co robią na żywo, to prawdziwy majstersztyk, który z pewnością trzeba zobaczyć.