Wielu mówi, że historię heavy metalu rozpoczął utwór „Black Sabbath” legendarnej grupy z Birmingham, a pierwsza fala black metalu zaczęła się od „Black Metal” zespołu Venom. To prawda, że brzmiał raczej thrashowo i nie zwiastował tego, co przyniosą lata 90-te oraz kapele w rodzaju Mayhem, Satyricon oraz Dimmu Borgir właśnie. Jednak pod względem przekazu, brudnego brzmienia i chropowatości był dla rozwijających błoniaste skrzydła muzyków kierunkiem drogi.
Po 3 dekadach od norweskiej rewolucji muzycznej jej najwięksi bohaterowie poszli w różne strony. Mayhem pozostał w mroku i surowości, Marduk zbliżył się do death metalu zachowując drapieżność, Darkthrone flirtował z punkiem, Satyricon w pewnym momencie zaczął ugrzeczniać swoje brzmienie, a Dimmu Borgir poszedł w stronę wielkich orkiestracji i scenicznego show jakby KISS został porwany do arktycznej twierdzy Szatana i dostał rozkaz nawracania słuchających Wagnera populacji Yeti na czczenie diabła.
Pozwalamy sobie na odrobinę szyderstwa z czystej sympatii dla grupy, która wydała tak genialne albumy jak „Erthrone Darkness Triumphant” czy „Spiritual Black Dimensions”. To naprawdę bardzo ważny dla gatunku zespół, choć niestety ostatnie dwa albumu były, delikatnie mówiąc, przedmiotem dyskusji fanów i krytyków.
Płyta z coverami może być z jednej strony zachowawczym wyjściem, które zespół wybiera, by o sobie przypomnieć, ale nie narazić się na dalsze zarzuty o oddalanie się od pierwotnej stylistyki. Z drugiej strony dla muzyków z pewnością musi to być przyjemna przygoda z utworami, na których wzrastali. Wybór pierwszego singla z nadchodzącej „Inspiratio Profanus” daje nadzieję, że skoro Shagrath i spółka wracają do korzeni, to może i muzycznie wrócą do domu. To znaczy do Piekła.