Devo

i

Autor: KENNELL KRISTA/SIPA, East News

DEVO kończy z graniem koncertów. Na czym polega ich fenomen?

2023-08-22 10:58

Amerykańska grupa w tym roku obchodzi jubileusz 50 lat istnienia. W rodzinnych Stanach mają status ikony popkultury, w Europie i Polsce znani są głównie z popularnego i uważanego w swoich czasach za wyjątkowo niegrzeczny przeboju „Whip it”. Teraz, gdy zapowiedzieli zakończenie koncertowej drogi, warto spojrzeć wstecz i podsumować pięć dekad ich naprawdę ciekawej artystycznej drogi.

O swojej decyzji muzycy poinformowali na łamach „The Guardian”. Koniec koncertowania nie oznacza rozwiązania grupy i są jeszcze plany nowych wydawnictw, przede wszystkim niepublikowanych dotąd archiwalnych nagrań. Twórcy ironicznego „Whip it” zresztą sami kochają się z siebie śmiać i podczas ostatnich koncertów parodiowali swój własny fikcyjny wystep z 2073 na 100-lecie zespołu. Trzeba przyznać, że gdy artyści po 70-tce żartują z siebie w ten sposób, to jest to prawdziwy dowód na dystans na siebie. Właśnie dystans, sarkazm i ironia stały się obok muzyki najważniejszymi środkami wyrazu grupy od samego początku.

Devo to skrót od „De-evolution” czyli odwróceniu ewolucji. Nazwa zatem to idea, wedle której ludzkość osiągnęła swój najwyższy stopień rozwoju i obecnie raczej się w nim cofa. Świadczyć o tym ma powszechny konformizm, konsumpcjonizm i przewaga zachowań stadnych nad refleksją. Brzmi znajomo? Owszem, taka diagnoza w XXI wieku, czasach mediów społecznościowych, celebrytów i influencerów nie jest niczym odkrywczym, jednak początek Devo 1973 i robotnicze miasto Akron w stanie Ohio. Zatrzymajmy się na chwilę przy nim, bo jest ważnym składnikiem uniwersum tych kosmitów.

Znajdujące się w tak zwanym „Pasie Rdzy” (region USA gdzie mocno rozwinął się przemysł ciężki, a następnie w wyniku gospodarczych zmian na świecie, zaczął upadać) miasto przez prawie cały XX wiek nazywane było Światową Stolicą Gumy. To tutaj swoje opony produkowały największe firmy tej branży, tu także powstawały sterowce amerykańskiej armii. Choć w pierwszej połowie XX wieku było to miejsce rekordowego wzrostu gospodarczego to już w latach 70-tych sytuacja zaczynała się zmieniać. Wielkie fabryki, wszechobecny przemysł, ciężka mechaniczna praca – to rzeczy, które mocno odbiją się na muzyce Devo, która od początku jest mieszanką nowej fali rocka z eksperymentami elektronicznymi. W późniejszych latach płyty grupy ukształtują wrażliwość twórców muzyki syntezatorowej oraz industrialu.

Dorastając w takim mieście założyciele grupy przede wszystkim zaznajomieni byli dobrze z muzyką sakralną, gospel, kościelnymi hymnami, których mogli słuchać co niedziela. Jednak świat dookoła nie miał wiele wspólnego z miłością i pokojem, o którym śpiewa się w świątyniach. Założyciele Devo studiowali na uczelni Kent State University już wtedy grupując wokół siebie poszukujących dziwaków i artystów.

Czas młodzieńczych poszukiwań brutalnie przerwało wydarzenie nazywane dziś Masakrą na uniwersytecie w Kent. Była to brutalna interwencja władz, która chciała stłumić trwające na kampusie od kilku dni protesty przeciwko wojnie w Wietnamie. Czwartego maja 1970 roku Oddziały Gwardii Narodowej zastrzeliły 4 studentów (z czego 2 protestowała, a 2 to przypadkowe ofiary) i raniły kolejnych 9. W następnych dniach protesty przeciwko brutalności władz rozlały się na cały kraj, łącznie mówiło się o 4 milionach strajkujących studentów, co sparaliżowało wiele uczelni. Muzycy przyszłego Devo zrozumieli, że ich dowcipne dywagacje o de-ewolucji nagle stały się rzeczywistością.

Pierwsze 10 lat grupy to ścisła alternatywa i granie w podziemiu, gdzie wywoływali skrajne reakcje. Dla jednych byli po prostu nie do zniesienia, inni byli zachwyceni ich innowacyjnością i poszukiwaniami.- Albo się z nas śmiali, albo było im nas żal, albo chcieli nas zabić – opowiadał The Guardian jeden z założycieli grupy, Gerald Casale – Naprawdę wkurzaliśmy ludzi. Atakowano nas na scenie, zmuszano do przerywania koncertów, promotorzy odłączali nam sprzęt. Jednym z naszych największych tryumfów było na początku kariery dostać 50 dolarów za to by przestać grać.

Pierwszy singiel wydadzą w stworzonej samodzielnie wytwórni, a oprócz ich własnych kompozycji znajdzie się na nim cover „Satisfaction” The Rolling Stones, który zresztą będzie miał okazję ocenić Mick Jagger. Podobno mu się podobało. Wśród fanów, którzy poznali się na Devo jeszcze przed wielkim sukcesem byli David Bowie i Iggy Pop. Dzięki ich rekomendacji podpiszą kontrakt z Warner Bros na swoją pierwszą płytę, jednak najlepsze będzie dopiero przed nimi. Drzwi do sławy otworzy im trzeci album „Freedom of choice”. W przeciwieństwie do wielu innych zespołów, które z podziemia przeszły do mainstreamu Devo wcale nie łagodniał, a wręcz przeciwnie – teksty miał coraz bardziej beszczelne.

To tutaj pojawi się „Whip it”, który wyśmiewał amerykański hura-optymizm polityków (dziś tak popularny wśród niektórych trenerów rozwoju osobistego), który skojarzył się autorom z propagandą komunizmu, którego przecież USA boi się jak ognia. Do tego doszły kontrowersje związane z interpretacjami, bo większość odebrała ten utwór jako nawiązanie do masturbacji i sado-masochizmu. Muzycy poszli tym tropem przy produkcji teledysku, jednak na w warstwie tekstowej „Whip it” nie porusza tego tematu. Skoro jednak się tak kojarzył, to czemu nie skorzystać?

Przez kolejne dekady Devo stanie się instytucją na rynku rockowym USA: symbolem bezczelnych wiecznych studentów, którzy tworząc swoją dziwną muzykę łamali normy gatunkowe, estetyczne, bawili się konwencjami i jednocześnie żartowali ze wszystkiego dookoła, łącznie z nimi samymi. Konsekwencja pozwoli im wychować sobie pokolenia fanów, którzy nie odejdą nawet po czasowym zawieszeniu działalności w latach 90-tych.

Wraz z powrotem w XXI wieku Devo zyskało nowych fanów, także wśród dzieci, gdy razem z wytwórnią Disney’a stworzyli projekt Devo 2.0. Nagrał on ponownie ich stare przeboje, ale teksty (lekko zmienione oczywiście na potrzeby młodych odbiorców) zaśpiewały dzieci. Ostatni album „dla dorosłych” Devo wydało w 2011 roku i był to „Something for everybody”.

Kolejna dekada upłynęła im na koncertowaniu. Weseli i bezczelni prowokatorzy zapewnili sobie trwałe miejsce w historii rocka i w 2022 mieli nawet nominację do Rock’n’roll Hall of Fame. Przegrali z Dolly Parton, na którą zresztą głosował Mark Mothersbaugh śmiejąc się, że pasuje ona do tej listy tak jak i raperzy, którzy na niej są, a tak w ogóle to chciałby być pochowany pod siedzibą RnRHOF bo stan Ohio ma luźne prawa dotyczące pochówków i chętnie to wykorzysta. Właśnie za to ludzie najbardziej kochają Devo, że nigdy nie tracą swojego zadziornego humoru.

The Beatles - 5 ciekawostek o “Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band” | Jak dziś rockuje?