Trzeba przyznać, że ma rozmach. Wypuścić jednocześnie siedem albumów to nie lada wyczyn. Warto jednak zauważyć, że w przeciwieństwie chocby do kolegów z Lordi, którym podobnie się ulało jakiś czas temu, nie znajdziemy tu typowych rockowych piosenek, a nawet rozbudowanych progresywnych utworów. Townsend stworzył medytacyjne i przestrzenne brzmienia ambientowe, które nie podlegają regułom klasycznej kompozycji. To nie jest muzyka do nucenia, nie spodziewajcie się, że poleci w radiu, a teledysk wyskoczy Wam gdzieś na TikToku.
- Moim celem w tej muzyce jest zapewnić ścieżkę dźwiękową zlęknionym umysłom – tłumaczy artysta. Rzeczywiście, każda z płyt tworzy swego rodzaju środowisko akustyczne, w którym można się zatopić i po prostu zrelaksować. Testowaliśmy to przy próbie zaśnięcia, odpoczynku przy przygaszonym świetle, ale też przy pracy kreatywnej. Tego typu muzyka doskonale sprawdza się, gdy chcemy wyciszyć świat dookoła i skupić się na konkretnej czynności. Projekt otrzymał nazwę DreamPeace i każda z siedmiu płyt to oddzielne muzyczne uniwersum.
- To nie jest muzyka, na której macie się skupić – opowiada twórca – jej zadaniem być dźwiękowym tłem waszego dnia. Pisałem ją równocześnie z „głównymi” swoimi wydawnictwami i wypuszczałem jako balsam dla siebie na wielu poziomach. Sam słucham jej wciąż i robię to od lat.
Polecany artykuł: