Nowy album Deep Purple już jest. Oto recenzja "=1"
Na scenie grupa Deep Purple jest praktycznie nieprzerwanie od pięciu dekad. Muzycy swoje zrobili dla rocka. Mogliby więc teraz spokojnie odcinać kupony. Wydawać wyłącznie jakieś składanki typu "greatest hits" i czasem zagrać parę koncertów. Nie potrafią oni jednak rozstać się ze sceną, chętnie odwiedzają także studia nagraniowe. Dowodem 23. studyjny album "=1", który jest już dostępny.
Czy czekałem na niego z wypiekami na twarzy? Skłamałbym, gdybym tak napisał. Byłem jednak ciekawy, co formacja Deep Purple zaprezentuje w odświeżonym składzie. Przypomnijmy, że w 2022 do Iana Gillana i spółki dołączył gitarzysta Simon McBride (zastąpił on Steve'a Morse'a, który odszedł z powodów prywatnych). Takie zmiany bywają ożywcze, zwłaszcza, że nowy muzyk jest sporo młodszy od pozostałych członków DP, spokojnie mógłby być ich synem. Już na koncertach było słychać, że McBride bardzo dobrze się wpasował, a grupa tylko na tym zyskała. To słychać również na "=1". Na najnowszym krążku nie brakuje hardrockowych petard, których – szczerze mówiąc – nie spodziewałem się już po brytyjskiej ekipie.
Zespół postawił na zwartość
Chyba najlepszym przykładem jest rozpędzony "Now You're Talkin'". Tutaj muzycy dają z siebie wszystko (Ian Gillan nawet się wydziera!), a energii mogliby pozazdrościć im młodsi koledzy po fachu. No i mamy do czynienia z konkretem: 4 minuty, bez zbędnego przedłużania. Dobrze, że zespół postawił ogólnie na zwartość, choć – paradoksalnie – na "=1" nie brakuje utworów, w których dzieje się naprawdę dużo.
Weźmy chociażby na tapetę "Show Me". To świetny otwieracz, w którym sporo miejsca na swoje szaleństwa otrzymał Don Airey. Jeszcze lepiej prezentuje się "A Bit on the Side", dzięki któremu czujemy się, jakbyśmy na chwilę muzycznym wehikułem przenieśli się do lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. To świetna wizytówka gry Simona McBride'a, który doskonale rozumie się z Airey'em. Nie powinno to w zupełności dziwić. Panowie przecież wcześniej ze sobą współpracowali. Więc to wartość dodana dla zespołu.
Album nie jest przeciągnięty i nie brakuje na nim pierwiastka melodyjności. Takie utwory, jak m.in. "Sharp Shooter" z wyluzowanym Gillanem na wokalu, czy singlowe "Portable Door" i "Pictures of You" wpadają w ucho już za pierwszym razem. Całość natomiast zamyka "Bleeding Obvious", najdłuższy w zestawie numer, z orientalnymi smaczkami i rytmicznymi połamańcami. Sześć minut zlatuje w iście ekspresowym tempie.
Nie przekonują za to "I'm Saying Nothin'" czy "No Money to Burn". Niby wszystkie charakterystyczne elementy "purplowej" muzyki są tu obecne, ale zabrakło jakiejś myśli przewodniej, która by sprawiła, że chciałbym do tych numerów jeszcze wrócić w przyszłości. Całość uzupełniają ballady. O ile "If I Were You" na dłużej nie zostaje w pamięci (pod koniec robi się dopiero ciekawiej, ale w ogólnym rozrachunku: lekkie rozczarowanie), to przy "I'll Catch You" można się wzruszyć. "Łkającej" gitary bowiem nie zabrakło.
Czy najnowszy album Deep Purple zmieni bieg historii muzyki? Oczywiście, że nie. Ale słuchanie "=1" zapewnia całkiem sporo przyjemności. Nie mam wątpliwości, że to jeden z najbardziej przekonujących studyjnych krążków Purpli w XXI wieku. Jestem naprawdę pod wrażeniem formy muzyków. Najwidoczniej energia bijąca od nowego gitarzysty przeniosła się także na pozostałych. Tym bardziej więc czekam na tegoroczny koncert DP w katowickim Spodku. Oby na scenie również był ogień, tak jak na "=1".
Najlepsze utwory z albumu: "Show Me", "A Bit on the Side", "Now You're Talkin'", "Bleeding Obvious"
Ocena: 7.5/10