Gdy stało się jasne, że czas zakończyć okres promocji albumu The Dark Side of the Moon, członkowie Pink Floyd zdecydowali się przystąpić do prac nad kolejnym wydawnictwem. Łatwo nie było, gdyż, po pierwsze, współpracy z grupą odmówił producent Alan Parsons, który skupiał się na własnej karierze, po drugie - muzycy nie do końca wiedzieli, o czym właściwie chcą opowiadać. W końcu zdecydowano się potraktować trzy nowe, grane już na trasie, utwory jako punkt wyjścia, w tym kompozycję, zatytułowaną Shine On You Crazy Diamond. Utwór trwa imponujące ponad dwadzieścia pięć minut i na albumie, który cały świat poznał jako Wish You Were Here, podzielony został na dwa - pierwszy, składający się z pięciu części, otwiera album, drugi (VI-IX) dokonuje jego swoistego zamknięcia.
Hymn należy do grona jednego z najbardziej ikonicznych dla Pink Floyd, a spora w tym zasługa historii, jaka się za nim kryje. Wszyscy muzycy zgodnie twierdzą, że Shine On You Crazy Diamond napisany został w hołdzie dla pierwszego lidera grupy, Syda Barretta, który przestał być jej częścią w 1968 roku z powodu coraz większych problemów ze zdrowiem psychicznym. Jak jednak właściwie powstał słynny utwór?
Tak powstało "Shine On You Crazy Diamond"
W nowym wywiadzie z twórcą internetowym Rickiem Beato opowiedział o tym nieco więcej David Gilmour. Muzyk wyznał, że zaprezentowana po raz pierwszy na żywo na koncercie we francuskim Palais Des Sports w Tuluzie 18 czerwca 1974 roku utwór miał swój zalążek w Londynie, w tamtejszej sali prób w King's Cross, w trakcie pewnej, jednej nocy. Gitarzysta opowiada, że po prostu zaczął grać na gitarze słynną, czteronutową partię i czuł, że jest ona wyjątkowa, dlatego próbował wciąż i wciąż. David mówi, że po twarzach pozostałych członków zespołu dostrzegł, że rzeczywiście coś jest na rzeczy.
Gilmour dodaje, że prace Shine On You Crazy Diamond trwały dłużej, były kontynuowane w późniejszym czasie, jednak dziś, z jego perspektywy, to właśnie tamta jedna noc w Londynie była kluczowa i dała cały początek słynnej piosence.
Byliśmy w sali prób w King's Cross w Londynie - we czwórkę, zespół Pink Floyd. Grasz coś, robisz mnóstwo małych rzeczy, a ta jedna wychodzi i coś w twoim mózgu mówi: "Jest w tym coś", więc robisz to ponownie i ponownie. I po chwili inni ludzie w pokoju zatrzymują się... widać to na ich twarzach, ten moment przebudzenia, kiedy myślą: "Jest w tym możliwość, tu coś jest". Były też inne momenty, w których to się wydarzyło, ale ten był wyraźny. I zasadniczo całe "Shine On..." wyrosło z tego momentu - mówi Gilmour w wywiadzie.