Relacja z koncertu

Dark Tranquillity: chłodny powiew melodyjnej melancholii. Pionierzy z Göteborga nie zwalniają tempa

2025-04-22 12:55

W czwartek 17 kwietnia 2025 r. warszawskim klubem Progresja zawładnął monumentalny melodyjny death metal w wykonaniu szwedzkiej formacji Dark Tranquillity, która wraz z In Flames oraz At The Gates uznawana jest za pionierów gatunku. Ta fenomenalna uczta dla fanów melodyjnych metalowych brzmień została doprawiona szczyptą gotyckiego metalu w najlepszym wykonaniu Portugalczyków z Moonspell. Wieczór otwarła wschodząca gwiazda melodyjnego metalu – niemiecka grupa Hiraes.

Hiraes – Wschodzące gwiazdy melodyjnego death metalu

Wieczór rozpoczęła niemiecka formacja Hiraes, która składa się z członków nieaktywnego zespołu Dawn of Disease, a także Britty Görtz, która wcześniej była wokalistką grupy Critical Mess. Surowe, melodyjne gitarowe brzmienia oraz zróżnicowane partie perkusyjne i niesamowity growl Britty, przeplatany partiami krystalicznie czystych dźwięków, które mogliśmy usłyszeć w kawałku „Undercurrent”, wprawiły w drżenie Progresję, która już w tym momencie była niemalże wypełniona po brzegi. Choć odbiór mogły zniekształcić chwilowe problemy z mikrofonem, przez co, podczas wykonywania drugiego utworu początkowo w ogóle nie słyszeliśmy mocnego growlu Britty, to występ niemieckiej formacji, która zdobyła już pewne uznanie dzięki udanemu debiutanckiemu krążkowi „Solitary” oraz drugiemu wydawnictwu z 2024 roku zatytułowanemu „Dormant”, z pewnością można uznać za znakomite preludium do zbliżającego się punktu kulminacyjnego, którym był koncert Dark Tranquillity. Wpływy nordyckich formacji, jak między innymi gwiazda wieczoru czy fińscy mistrzowie melancholijnego metalu Insomnium, są bardzo mocno widoczne w ich twórczości, dzięki czemu z pewnością niebawem z powodzeniem będą mogli konkurować z formacjami pokroju, chociażby Arch Enemy. Bez wątpienia po występie w Warszawie zespół poszerzył grono swoich fanów.

Sebastian Riedel wprost o wykonaniu "Wehikułu czasu" przez Metallikę

Moonspell – powiew gotyckiej melancholii z Portugalii

Moonspell to formacja, która w Polsce bywa dość często. Muzycy przed koncertem wybrali się do salonu barberskiego Adama „Nergala” Darskiego, z którym mieli okazję koncertować. Jak wspomnieli podczas występu, niezwykle dobrze wspominają samą trasę oraz polskich muzyków, a Polska zawsze kojarzy im się z niezwykle żywiołową i ciepło ich przyjmującą publicznością, dlatego zawsze z ogromną chęcią wracają na scenę w naszym kraju. Moonspell uraczył nas swoimi charakterystycznymi gotyckimi brzmieniami i oczarował publiczność już od pierwszej minuty. Muzycy weszli na skąpaną krwistą czerwienią scenę do dźwięków upiornego, instrumentalnego utworu „Perverse… Almost Religious”, a publiczność stała jak zaklęta, kiedy już na początku setu wybrzmiały nuty uwielbianego przez fanów „Opium”, pochodzącego z kultowego krążka „Irreligious”. Baryton frontmana Fernando Ribeiro nigdy nie zawodzi, a nastrojowe i zarazem mroczne kompozycje, oraz poetyckie teksty wprawiły zgromadzoną w Progresji publiczność w swoisty mistyczny trans. Tego wieczora swoje urodziny świętował także gitarzysta formacji Ricardo Amorim, który z formacją związany jest od 1995 roku. Oprócz owacji na cześć solenizanta dało się także usłyszeć pojedyncze głosy, które zaśpiewały specjalnie dla niego „Sto lat”. Portugalczycy ani na chwilę nie zwalniali tempa, a cechujący się niezwykle charyzmatyczną osobowością Fernando Ribeiro znakomicie zabawiał publiczność pomiędzy kolejnymi kawałkami. Setlista Moonspell była niezwykle zróżnicowana, w końcu formacja na metalowej scenie funkcjonuje od ponad trzech dekad. Słuchacze mogli zatem rozkoszować się nie tylko nowszymi kompozycjami, jak np. „Common Prayers” z ich albumu „Hermitage” z 2021 roku, w którym słyszymy wokal Fernando w nieco łagodniejszym wydaniu. Na koniec swojego występu Moonspell zostawili największe perełki, a mianowicie jeden z największych przebojów: pochodzący z debiutanckiego krążka „Wolfheart” kawałek „Alma Mater”, który publiczność odśpiewała niemalże za Fernando, a wieczór zamknęli ikonicznym „Full Moon Madness”, pochodzący z wydanego w 1996 roku krążka „Irreligious”. Tego wieczora ze sceny padło także zapewnienie, iż formacja intensywnie pracuje nad kolejnym albumem i ma nadzieję, że w przyszłym roku ponownie zawita do Polski, aby promować kolejne wydawnictwo.

Dark Tranquillity – mistrzowie melodyjnego death metalu

Szwedzi z Dark Tranquillity właśnie objeżdżają Stary Kontynent i świętują wydanie trzynastego krążka w ich sięgającej 1989 roku scenicznej działalności. Album „Endtime Signals” jest pierwszym wydawnictwem zespołu po zmianach w składzie formacji, której obecnie jedynym oryginalnym członkiem jest wokalista – Mikael Stanne. Zespół Dark Tranquillity, który Polskę odwiedza dość regularnie od późnych lat 90., zabrał nas w niezwykle sentymentalną i nostalgiczną podróż po swojej jakże bogatej dyskografii. Choć tego wieczora wybrzmiało najwięcej kawałków z najnowszego krążka, począwszy od utworu numer jeden na „Endtime Signals”, czyli piosenki „Shivers and Voids” przez „Unforgivable”, „The Last Imagination”, „Wayward Eyes” oraz „Not Nothing”, które usłyszeliśmy później, to nie zabrakło także utworów, których formacja nie grała na żywo od wielu lat. I tak mogliśmy posłuchać, takich perełek, jak chociażby „One Thought” z wydanego w 2005 roku albumu „Character”, „Empty Me” i „Terminus (When Death Is Most Alive)” pochodzące z krążka „Fiction”, który ukazał się na rynku w 2007 roku, a prawdziwą wisienką na torcie był utwór „Cathode Ray Sunshine” z wydanego w 2002 roku albumu „Damage Done”. Dark Tranquillity zagrali doskonały set, zachowując balans między starym i nowym materiałem, a wszystkie kawałki w aranżacjach na żywo brzmiały naprawdę fantastycznie. Ogromna w tym zasługa znakomitych muzyków, którzy przez cały występ ani na chwilę nie zwalniali tempa i dali niezwykle energetyczny popis perfekcyjnej techniki. Trzeba przyznać, że zmiany personalne w składzie formacji zadziałały zdecydowanie na korzyść brzmienia zespołu. Ciężkie gitarowe riffy Johana Reinholdza oraz Petera Lyse Karmarka brzmiały niezwykle świeżo, a jednocześnie melancholijnie, czyli tak, jak przez ponad trzydzieści lat obecności na scenie przyzwyczaili nas do tego Dark Tranquillity. Tym, co sprawia, iż brzmienia zespołu nie da się pomylić z żadną inną formacją, jest zdecydowanie niezwykle charakterystyczny, szorstki growl Mikaela Stanne, który potrafi także zaskoczyć niezwykle emocjonalnie czystymi partiami, co mogliśmy usłyszeć, chociażby w ich ikonicznych już kawałkach, jak: „ThereIn” oraz „Misery's Crown”, którym zakończyli swój występ. Mimo ewidentnych problemów z nagłośnieniem, które powodowały, iż głos Mikaela zanikał nie tylko podczas wykonywanych utworów, ale również w czasie, kiedy wokalista zwracał się do publiczności pomiędzy piosenkami, to obecnie wokalnie Mikael brzmi lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.

Dark Tranquillity od lat znajdują się w szczytowej formie, a w ich karierze w zasadzie nie ma słabego albumu. Wydany w 2024 roku krążek „Endtime Signals” jedynie utwierdza pozycję formacji na metalowej scenie. Natomiast Mikael Stanne, który niewątpliwie jest motorem napędowym grupy i swoją kreatywną stronę potrafi rozparcelować pomiędzy cztery zespoły, z którymi wydaje nowe krążki i aktywnie koncertuje, jest fenomenem przemysłu muzycznego. Jeśli tym razem nie udało wam się zobaczyć występu Dark Tranuillity, nie przegapcie szansy, aby ich złapać w sobotę, 7 czerwca na scenie Mystic Festivalu, który będzie trwał od 4 do 7 czerwca br. w Gdańsku.