Przez ostatnie odcinki znęcaliśmy się nad okładkami zespołów zagranicznych, czas na powrót nad Wisłę. Bohaterką dzisiejszej opowieści jest okładka EPki „Odbycie szaleństwa” z 2015. Było to drugie wydawnictwo pochodzącej z Będzina grupy poruszającej się w rejonach rocka progresywnego. Dodajmy, że materiał jest zupełnie w porządku i choć bardzo krótki, pokazywał formację jako coś więcej niż tylko grupkę przyjaciół z sali prób.
Niestety, tytuł płyty, który najprawdopodobniej miał sugerować przejście podmiotu lirycznego przez stan czasowej niepoczytalności, okazał się na tyle dwuznaczny, że w internecie zaroiło się od złośliwych komentarzy. Przez pewien czas do zespołu przykleiła się łatka „tych od szaleństwa w odbycie”, na szczęście nie na długo. Dlaczego zatem odgrzebywać tę historię? Żeby przypomnieć wszystkim, którzy grają, piszą, tworzą i chcą coś wypuścić na rynek: zawsze dawajcie to innym do przejrzenia, najlepiej tym, którzy bezlitośnie i szczerze wytkną Wam błędy i potencjalne wpadki.
Owszem, to bardzo nieprzyjemne doświadczenia i trzeba dużo pracy nad sobą, bo pozwolić komuś wykonywać taką sekcję na własnym artystycznym dziecku, jednak dzięki temu, gdy już pójdzie w świat nikt nie będzie go wyśmiewał. Tak właśnie było z „Odbyciem szaleństwa”. Nie wątpimy, że muzycy byli zadowoleni z materiału i naszym zdaniem powinni być. Ilustracja na okładce bardziej sytuuje płytę na półce z hip-hopem, logo i tytuł są w darmowych krojach, ale to nie dyskwalifikuje materiału. Wystarczyło przeczytać kilka razy tytuł na głos i zastanowić się jak ktoś niezwiązany zupełnie z zespołem może go odczytać.
Na szczęście niepowodzenie z nazwaniem EPki nie podcięło proAge skrzydeł. Grupa tworzyła dalej i nagrała trzy pełnoprawne albumy, wciąż koncertuje. Tym bardziej należą im się gratulacje, bo zespół przechodził wiele zmian składu, a nawet rozstania i powroty. Polecamy Wam ich muzykę i koncerty niezależnie od tego jednego nietrafionego tytułu w przeszłości. Wszyscy możemy wyciągnąć z niego naukę.
Polecany artykuł: