Zespół Pink Floyd rozpoczął działalność w 1965 roku, a jego skład początkowo tworzyli Syd Barrett, Roger Waters, Richard Wright i Nick Mason, Już trzy lata później, po wydaniu debiutanckiego The Piper at the Gates of Dawn, z grupy wyrzucony został Syd, który nie radził sobie z problemami psychicznymi i uzależnieniem od środków odurzających. Nowym członkiem formacji został David Gilmour i to właśnie ta czwórka nagrała w kolejnych latach najsłynniejsze albumy Pink Floyd: Atom Heart Mother, The Dark Side of the Moon, Wish You Were Here, Animals czy The Wall. Już w latach 70. w zespole nie działo się najlepiej, a to głównie ze względu na władcze ambicje Watersa, który próbował wciskać jedynie własne pomysły na kolejne płyty. W efekcie doszło do konfliktu, a basista odszedł ze składu w 1985 roku i skupił się na karierze solowej. Pink Floyd funkcjonował jeszcze, z przerwami, przez kolejne lata, jednak w 2008 roku zmarł Wright i stało się jasne, że wraz z wydaniem albumu The Endless River dojdzie do zakończenia działalności grupy.
Czy mogłoby dojść do zjednoczenia się Pink Floyd?
Choć w 2022 roku Gilmour i Mason połączyli siły, by wydać utwór Hey, Hey, Rise Up!, będący swoistą muzyczną reakcją na wciąż trwającą rosyjską wojnę w Ukrainie, to natychmiast zaznaczono, że jest to jednorazowa sytuacja. Tyle jednak wystarczyło, by podkręcić apetyt fanów na wielki powrót, najlepiej, mimo kontrowersji, z Rogerem Watersem (choć byłoby to naprawdę trudne).
Jakiś czas temu perkusista Pink Floyd, Nick Mason, był gościem formatu "The Story Behind the Song" portalu Consequence, w którym opowiadał historię kompozycji Time. To właśnie w nim artysta zdradził, że potrzeba czegoś w rodzaju cudu, by doszło do zjednoczenia na jednej scenie wciąż żyjących członków grupy. Artysta pokusił się nawet o stwierdzenie, że dopiero wspólna misja o pokój na świecie, czy interwencja kogoś takiego, jak Nelson Mandela (zmarły w 2013 roku temu prezydent Republiki Południowej Afryki w latach 1994–1999) mogłyby przynieść jakieś skutki. Jak więc widać, raczej nie ma co liczyć na powrót Pink Floyd tym bardziej, że Gilmour i Waters mają zgoła odmienne opinie na temat obecnej sytuacji na świecie i nie boją się nawzajem wywoływać za pośrednictwem social mediów.
Myślę, że jest to wysoce nieprawdopodobne, ale powiedziałbym to też przed "Live 8" – 10 lub 12 lat temu, cokolwiek to było. Jedyną rzeczą, o której myślałem, że mogłaby sprawić, żeby to ponownie zaistniało, to że wrócilibyśmy do siebie, jeśli moglibyśmy wpłynąć jakoś na ratowanie planety, pokój na świecie lub cokolwiek innego. Miejmy nadzieję, że przyspieszymy. Ale nie uważam inaczej. Potrzeba by Nelsona Mandeli lub kogoś takiego, żeby to przeprowadził - mówi Mason w projekcie.