Przyznajemy, że odetchnęliśmy z ulgą. Bayley, oprócz dwóch wciąż niedostatecznie docenianych albumów z Iron Maiden, ma piękną kartę w historii heavy metalu i wciąż pozostaje aktywny koncertowo. Znany jest także z tego, że nie traktuje swoich fanów z góry, a wręcz przeciwnie: to ten typ gwiazdy rocka, z którą wypijesz piwo po koncercie i sympatycznie pogadasz. Dlatego gdy internet obiegły informacje o jego zawale natychmiast posypały się tysiące życzeń powrotu do zdrowia.
Podczas gdy Iron Maiden jest gigantem grającym trasy stadionowe, Blaze i jego projekty nierzadko grają w małych zapyziałych klubikach i nieznanych festiwalach. Od wielu lat ciężko pracują na to, by fani o nich nie zapomnieli i trzeba przyznać, że wypracowali sobie grupę naprawdę wiernych miłośników, także w naszej redakcji. Zero gwiazdorki, po prostu pasja.
W najnowszym komunikacie na Facebooku czytamy, że Blaze czuje się lepiej i w najbliższych dniach ma przejść operację wszczepienia bypassów. Jego menadżerowie, Mark oraz Christopher Appletonowie przekonują, że kalendarz koncertowy niedługo zostanie zaktualizowany, oraz proszą by do tego czasu fani wsparli artystę kupując merch.
- Jak większość z was wie Blaze jest artystą w pełni niezależnym zatem przełożenie trasy i przyszłych koncertów jest dużym ciosem – tłumaczą we wpisie.
Blaze Bayley swoją karierę zaczynał w zespole Wolfsbane na początku lat osiemdziesiątych XX wieku. Po odejściu Bruce’a Dickinsona z Iron Maiden w 1993 roku zajął jego miejsce i nagrał z grupą albumy „The X-Factor” oraz „Virtual XI”. Od 1999 kontynuuje karierę jako solista oraz z zespołem pod szyldem swojego nazwiska.
Polecany artykuł: