Black Sabbath i historia powstania albumu Heaven and Hell
Lata siedemdziesiąte dla muzyków Black Sabbath były okresem słodko-gorzkim. Pełna sukcesów pierwsza połowa dekady oraz druga naznaczona problemami i słabszymi albumami. W obozie zespołu zdecydowanie nie działo się zbyt dobrze. Członkowie Black Sabbath nie mogli poradzić sobie z uzależnieniami, które z roku na rok coraz bardziej się nasilały. Pod koniec 1977, po nagraniu siedmiu studyjnych wydawnictw, postanowił odejść Ozzy Osbourne. Zatrudniono więc nowego wokalistę – Dave'a Walkera – z którym rozpoczęły się prace z myślą o kolejnej płycie. Chwilę przed wejściem do studia, Osbourne zmienił zdanie. Przyjęto go z powrotem do składu, ale to nie polepszyło w żaden sposób wewnętrznej sytuacji.
We wrześniu 1978 światło dzienne ujrzał album Never Say Die!, który ciężko zaliczyć do najwybitniejszych osiągnięć w dorobku Black Sabbath. Trasa koncertowa promująca całość doszła do skutku, ale wokalista nie wyciągnął wniosków i z używkami przesadzał jeszcze mocniej (wyróżniał się nawet na tle pozostałych muzyków BS). Zespół postanowił ostatecznie się z nim rozstać. W kwietniu 1979 taką wiadomość przekazał mu osobiście perkusista Bill Ward.
– To była decyzja, która rozdzierała serce, ponieważ wspólnie dorastaliśmy. Razem walczyliśmy z przeciwnościami losu. Dokonywaliśmy cudów, odnieśliśmy sukces. I dlatego to było tak bolesne – wspominał basista Geezer Butler w podcaście prowadzonym przez Boba Lefsetza.
Dalsza współpraca z Osbourne’em nie była jednak możliwa. Wokalista nie potrafił normalnie funkcjonować. Nie był także zainteresowany tworzeniem nowej muzyki. Dalsza przyszłość grupy stanęła pod ogromnym znakiem zapytania. Gitarzysta Tony Iommi rozważał nawet porzucenie Black Sabbath i powołanie do życia nowego projektu.
Z podobnymi rozterkami zmagał się Ronnie James Dio. Wokalista odszedł z Rainbow, zespołu dowodzonego przez Ritchiego Blackmore’a, i myślał intensywnie o nagraniu solowego albumu. Wtem Iommi się z nim skontaktował. Muzyków poznała Sharon Arden, przyszła żona Osbourne’a. W rozmowie telefonicznej padł pomysł zebrania nowego składu. Ale jeszcze bez konkretów.
Przełomowe okazało się – przypadkowe – spotkanie w klubie Rainbow w Los Angeles. – Odezwał się los. Inaczej tego nie można określić. Od razu się czuło, że jest między nami chemia – przyznał Dio w książce U piekielnych bram autorstwa Micka Walla. Gitarzysta zaprosił natychmiast wokalistę do studia na wspólne muzykowanie, bez zobowiązań. I tak oto narodził się utwór Children of the Sea. – Tony zaprezentował mi świetny riff. Ale miał tylko ten riff, nic poza tym. Powiedziałem: "Daj mi chwilkę". Usiadłem w rogu i napisałem tekst. Potem nagraliśmy ten numer. Gdy puściliśmy go sobie później, wiedzieliśmy, że udało się zrobić coś bardzo fajnego – dodał wokalista.
Iommi zdecydował, że działalność Black Sabbath będzie kontynuowana. Nie wszystkim to się spodobało. I nawet nie chodziło tu o fanów grupy, a o pozostałych muzyków. Sceptycyzmem wykazywał się zwłaszcza Butler. Basista nawet na pewien okres opuścił zespół. Nowy wokalista nie był jednak głównym powodem takiej decyzji. Muzykowi rozpadało się wówczas małżeństwo. W kiepskim stanie był także Ward, który – jak sam przyznawał w licznych wywiadach – nie pamięta zbytnio sesji nagraniowych do albumu Heaven and Hell. Tworzeniem zajęli się więc wyłącznie Iommi i Dio. Bywało, że wokalista na próbach grał również na basie. Potem te obowiązki przejął m.in. Geoff Nichols, który ostatecznie na dłużej został w Black Sabbath w roli sesyjnego klawiszowca. W końcu jednak Butler wrócił do składu.
Zmiana wokalisty nie była jedyną zmianą, na którą zdecydował się Black Sabbath. W studiu pojawił się także nowy producent, Martin Birch, który w przeszłości współpracował m.in. z Rainbow czy Whitesnake. Polecił go, rzecz jasna, Ronnie James Dio. – To, co wniósł, było dodatkowym wymiarem dla tych utworów. Nagrywaliśmy wszystko bardzo szybko. Cały proces przebiegł gładko. Przyzwyczailiśmy się do tego, że nagrywanie zajmuje coraz więcej czasu, a sprawy wymykają się spod kontroli. Ale tym razem, przebywanie w studiu było przyjemnością – powiedział Iommi w rozmowie dla zachodniego Metal Hammera.
Heaven and Hell został głównie nagrany w Criteria Studios w Miami (tam zespół wcześniej pracował nad Technical Ecstasy). Właściwe sesje rozpoczęły się w październiku 1979. Na początku 1980 muzycy przenieśli się do paryskiego studia Feber, aby dograć jeszcze jeden utwór na płytę. Chodziło o Neon Knights, który wytypowano ostatecznie na pierwszy singiel.
Album Heaven and Hell ujrzał światło dzienne 25 kwietnia 1980. – Naprawdę czuliśmy, że zaczynamy wszystko od nowa. I wszyscy wiedzieliśmy, kiedy album był skończony, że to coś wyjątkowego. Wydawał się odpowiedni na tamte czasy – powiedział Iommi we wspomnianym wcześniej wywiadzie. Rzeczywiście, grupa wstrzeliła się idealnie w czas (w Wielkiej Brytanii popularność zaczęły zdobywać zespoły reprezentujące nurt New Wave of British Heavy Metal). Płyta Black Sabbath osiągnęła bardzo dobre wyniki na listach. W rodzimym kraju dotarła do dziewiątego miejsca, z kolei w Stanach Zjednoczonych pokryła się platyną i osiągnęła 29. lokatę. Bez dwóch zdań Heaven and Hell zebrał zdecydowanie lepsze recenzje niż dwa poprzednie studyjne wydawnictwa.
Chwilę przed premierą zespół zagrał pierwszy koncert z Dio w składzie. Sielanka nie trwała jednak długo. Kwartet, który nagrał Heaven and Hell, szybko przestał istnieć. W sierpniu Black Sabbath opuścił Ward, a na jego miejsce zatrudniono Vinny’ego Appice’a. To jednak historia na zupełnie inny artykuł...
Jakie ciekawostki skrywa Heaven and Hell? Tego dowiecie się z galerii umieszczonej na samej górze niniejszego artykułu.