Większość z nas przyzwyczajona jest do tradycyjnego wizerunku zespołu rockowego. Minimum 3 osoby (wtedy nazywane power trio), konieczne są: gitara, bas i perkusja. Śpiewaczka/ak najczęściej na gitarze lub basie. Jak muzyków jest więcej to wiadomo: frontmenka/men z mikrofonem z przodu. A co, jeśli odwrócimy ten porządek?
Wtedy mikrofon wiodący damy osobie za perkusją, a przyzwyczajonych do roli bogów sceny gitarzystów solowych i rytmicznych rozsuniemy w bok. Z basistą nie trzeba wiele zmieniać, dopóki to nie jest Iron Maiden, Thin Lizzy czy Red Hot Chilli Peppers zajmie ustaloną pozycję gdzieś z boku. Jakoś dziwacznie, prawda? Nie, to tylko nasze przyzwyczajenia, a przecież rock od zawsze lubił podważać ustalone i zastałe porządki. Zatem mamy dla Was kapele, gdzie główne wokale płyną zza bębnów!