Choć początek był dość obiecujący, po zaledwie trzech odcinkach "Mecenas She-Hulk" z dość luźnego, acz całkiem zabawnego sitcomu, przeobraziła się na naszych oczach w potwora, nad którym nie panowali już nawet sami twórcy. Trudno ostatecznie określić, o czym miał być ten serial - o początkach She-Hulk jako superbohaterki? Zdecydowanie nie. O sądowych potyczkach Jennifer Walters? To też nie to. O trudach randkowania na Tinderze? To chyba najbardziej słuszny trop, co wybitnie źle świadczy o najnowszym z seriali Marvela.
Miało być zabawnie i z dystansem, a skończyło się na wyrywkowych, sklejonych na ślinę i zwyczajnie nieśmiesznych skeczach, które nie tylko były czerstwe, a zwyczajnie obrażały inteligencję widza. Hejtom w sieci nie było końca i mówiąc szczerze - ani trochę mnie to nie dziwi.