Album ma zauważalnie mroczną atmosferę - być może bardzo duży wpływ na to miało to, co działo się w studiu nagraniowym. Muzycy w wielu wywiadach wspominali o tym, że różne podejrzane sytuacje działy się od samego początku: samoistnie włączające i wyłączające się światła, psujący się sprzęt, z którego na dodatek wydobywały się dziwne dźwięki. Momentem kulminacyjnym był moment, gdy producent płyty, Martin Birch, w drodze do studia miał wypadek samochodowy. Legenda głosi, że zderzył się on z autobusem, którym jechała... grupa zakonnic, a mandat wyniósł 666 funtów!