To jedyna historia, gdy mały koncert nie był wyborem, a przykrą niespodzianką.
Mistrz shock rocka dostał przysłowiowy kubeł zimnej wody na głowę w... Polsce. Na jego koncert w 1997 przyszło ponoć około 200 osób, a był już przecież wtedy legendą rockowej sceny. Co było przyczyną? Mówi się o niewystarczającej promocji, choć my pamiętamy spoty w polskiej muzycznej telewizji Atomic TV. Nie miała ona jednak wystarczająco dużego zasięgu. O koncercie tak pisał Tomasz Beksiński na łamach "Tylko Rocka" w październiku 1997:
"Na koniec wypada mi jeszcze podziękować wszystkim głuchym raperom i pozbawionym smaku amatorom muzycznych zgrzytów i jazgotów, że nie przyszli na koncert do Colosseum. Dzięki czemu mogłem stanąć trzy metry od sceny i delektować się Muzyką. Nikt nie wtykał mi łokcia w bok, nikt nie właził na plecy, nikt nie popychał. Było kulturalnie i rockowo zarazem. Steven! Come home…"