Filmy tego reżysera można lubić, można też nie być ich fanem. Nie każdemu jest bliskie takie kino, są też tacy, którzy zbyt dobrze znają pierwowzory, z których czasem wręcz przepisuje, by traktować go serio. To tematy na długie dyskusje, jednak trzeba mu oddać: zrobił bardzo wiele dla muzyki. W jego filmach brzmią naprawdę świetne utwory, którym zapewnił wiele kolejnych lat popularności.
To prawda, że Tarantino przede wszystkim sprawnie żongluje nawiązaniami i tym, co zrobili inni, ale czy to naprawdę takie złe? Dzięki temu, jak po nitce do kłębka, od jego filmów można dotrzeć do starych i zapomnianych dzieł. Trzeba zatem oddać cesarzowi komiksowo-pulpowego kina co cesarskie.
Jeśli chodzi o muzykę, to jego filmy są prawdziwą kopalnią wspaniałych numerów z pogranicza rocka, bluesa, soulu, funky i wielu innych gatunków. Dekady lat 50-tych, 60-tych i 70-tych spotykają się w historiach takich jak „Pulp Fiction”, „Reservoir Dogs” czy „Kill Bill”. Zapraszamy Was na wycieczkę filmowo muzyczną.